Forum Wilno Strona Główna Wilno
Zobaczyć Wilno i umrzeć...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wspomnienia z Wilna

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilno Strona Główna -> Historia Wilna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wilenczyk
Administrator



Dołączył: 13 Paź 2006
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:44, 13 Paź 2006    Temat postu: Wspomnienia z Wilna

Przenoś duszę utęsknioną

Wspomnienia kolorowych kokardek

Pani Klara Rogalska zabiera nas na przechadzkę po swoim Wilnie, urokliwym Zarzeczu, cmentarzu Bernardyńskim, kościele św. Anny… Wspominając czas miniony pokazuje miejsca, których już nie ma i długo nie będzie. Dzięki autorce możemy choćby dziś pojechać do miasta nad Wilią i trzymając w ręku karty jej wspomnień z zamkniętymi oczyma patrzeć na puste miejsce po domu, rozebranym przez władze z powodu „braku właściciela”.

Dzielnicę Zarzecze można by nazwać „starówką Wilna” tylko z tą różnicą, że na starówce, w śródmieściu coś zawsze się działo, były odnawiane domy, zaułki, uliczki, powstawały nowe sklepy, kawiarnie, galerie. Natomiast na Zarzeczu czas na długie lata jakby zatrzymał się w miejscu. Uboga w architekturę, zaniedbana przez władze miasta, kryje w swych podwórkach nędzę i ubóstwo, choć zdarza się, że w takim podwórku, do którego prowadzi ogromna brama - pamiętająca wspaniałe czasy - stoi kilka zagranicznych samochodów. Ale zostawmy sprawy dnia dzisiejszego.

W latach 1933-1939 mieszkałam na ulicy Filareckiej, przez osiem lat biegałam tą ulicą do szkoły. Szkoła moja, nr 19, im. Królowej Jadwigi, mieściła się na ulicy św. Anny. Od ryneczku ulice rozdwajały się, jedna szła na prawo, druga na lewo. Do góry - na prawo - biegła ulica Połocka, natomiast na lewo - ulica Filarecka. Na ulicach tych stały małe i większe domki otoczone zadbanymi ogródkami, pełnymi drzew owocowych i kwiatów. Idąc codziennie do szkoły przechodziłam ulicę Zarzeczną, potem Młynową, biegłam przez mostek na Wilence, mijałam kościół Bernardynów i św. Anny. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to na ulicy Młynowej w latach międzywojennych mieszkał Konstanty Ildefons Gałczyński ze swoją „Srebrną Natalią”

O Zielony Konstanty,

o Srebrna Natalio

cała Wasza wieczerza

dzbanuszek z konwalią

Na ulicy Młynowej mieścił się także kościół Sióstr Bernardynek Zarzecznych, które nie miały własnego kościoła i korzystały z kościoła Bernardynów. Przechodziły do niego krytym drewnianym mostem nad Wilenką. Dziś nikt nie mieszka na tej ulicy. Pozostały tylko ruiny starych domów, które straszą przechodniów czeluściami wnętrz wypełnionych starociem. Nie ma znaku, gdzie mieszkał Gałczyński, nie ma tablicy upamiętniającej miejsce dawnego klasztoru. Na początku ulicy Zarzecznej stał niegdyś krzyż upamiętniający miejsce, na którym stała kiedyś cerkiew pw. Piotra i Pawła. Dziś też po krzyżu nie pozostał ślad.

Tyle lat biegałam przez to Zarzecze, że w pamięci pozostała mi każda brama, dom, ogród, kościół św. Bartłomieja w bramie nr 15. To w tej kamienicy mieszkała moja serdeczna koleżanka Stasia Misiewiczówna, okna ich mieszkania wychodziły na dom, w którym mieściła się apteka (chociaż zmieniło się pewnie wielu jej właścicieli, apteka istnieje w tym miejscu do dzisiaj). Przetrwał również kościół, choć został odebrany wiernym i przeznaczony na pracownię plastyczną. Podczas ostatniego mojego pobytu w Wilnie, zauważyłam na bramie przed kościołem obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej przystrojony kwiatami. Krzątająca się w pobliżu kobieta - pani Janina - poinformowała mnie, początkowo niechętnie, że odprawiana jest Msza św., a kościół zostanie oddany, jak tylko właściciel pracowni wyprowadzi się. W tej pracowni przez wiele lat (od 1988 r.) trwały prace nad odtworzeniem trzech figur, które górowały nad katedrą. Zrzucone w 1953 roku powróciły na swoje miejsce i znów św. Helena, św. Kazimierz i św. Stanisław spoglądają na swoje miasto.

Do roku 1939 mieszkałam z rodziną przy ulicy Filareckiej pod numerem 30 lub 32. W mojej pamięci zachował się jako olbrzymi drewniany dom. Ach cóż! Po wielu latach okazał się małym domkiem. Dziś nie ma po nim śladu (został rozebrany z powodu „braku właściciela”), a na jego miejscu stoi budynek dla osób upośledzonych. Miejsce, w którym stał mój rodzinny dom, było dla mnie miejscem najpiękniejszym na ziemi. Z tyłu domu rozciągał się ogromny ogród i sad pełen drzew owocowych. Był także staw, po którym zimą hasałam na łyżwach. Na podwórzu od strony ulicy rosło ogromne drzewo rajskich jabłuszek, pod którym w plecionym białym fotelu (obok stał równie biały stolik) siadywała gospodyni domu.

Obok sadu rosły strzeliste sosny, dalej rozciągał się żydowski cmentarz. W czasach mego dzieciństwa w dzielnicy Zarzecze mieszkało wielu Żydów. Przez dziurę w płocie zaglądaliśmy czasem na teren cmentarza. Wszystkie groby były jednakowe, nie było widać monumentalnych nagrobków, jakie są na naszych cmentarzach. Podczas pogrzebu dobiegał do nas płacz kobiet.

W czasie swoich świąt zwanych „kuczkami żydowskimi” Żydzi przystrajali bogato swe balkony. Żydówki na ryneczku sprzedawały przeróżne wyroby. Na rynku kupowało się drewno od chłopów powiązane w małe wiązki. Budziło to nasze ogromne zdziwienie, ponieważ przyjechaliśmy do Wilna z miejsca gdzie drewna było pod dostatkiem.

Przy ulicy Połockiej znajdował się cmentarz Bernardyński, który przetrwał do dnia dzisiejszego, ale stare groby są zaniedbane. Ile razy jestem w Wilnie, zawsze odwiedzam cmentarz, a będąc na Bernardyńskim z trwogą spoglądam na skarpę, na której są groby, czy nie usunie się do Wilenki. Na cmentarzu są liczne groby profesorów Uniwersytetu Wileńskiego. W kaplicy cmentarnej zostały złożone szczątki księżnej Radziwiłłówny, wnuczki księcia Radziwiłła „Panie Kochanku”.

Zimą mieliśmy ogromną frajdę, ponieważ jak się usiadło na saneczki popychane piętami można było jechać przez całe Krzywe Koło, aż do Wilenki i nie spotkało się żadnego pojazdu zmechanizowanego, chyba, że pojawił się jakiś chłop na saniach zaprzężonych w szkapinę. Jak widać Wilno ma to do siebie, że każda uliczka, ulica opada w dół, to znów wspina się do góry, więc Krzywe Koło było doskonałym miejscem na saneczkowanie.

Latem natomiast robiliśmy wyprawy do Młyna Francuskiego lub na tzw. „Wilczą Jamę” na Wilence. Było to bezpieczne miejsce, gdyż tutaj Wilenka płynęła spokojnym, leniwym nurtem, czego nie można było powiedzieć o dalszym jej biegu. Czasami to się od mamy porządnie oberwało za ten Francuski Młyn, gdyż nie było tam zbyt bezpiecznie, ale kto by tam w tamtych czasach myślał o niebezpieczeństwie. Świat należał do nas i nikt nie przypuszczał wtedy, że ten beztroski świat dzieciństwa tak szybko zakończy wojna. W 1939 opuściłam Wilno, od października mieszkałam w Jeziorach koło Grodna, skąd zresztą przyjechaliśmy do miasta w 1933.

Do szkoły wiosną i jesienią biegałam przez wąwóz - gór Altarii, gdyż ta droga była krótsza, aniżeli przez Zarzecze. Trzeba było przejść kawałeczek ulicą Holenderską, na Popowską i już wąwozem, przez mostek na Wilence, przez ogród Bernardyński - zwany też „cielętnikiem” i już była moja wspaniała szkoła. Jak cudownie wyglądał ogród wiosną, gdy zakwitły drzewa, gdy wszystkie pokryły się bielą kwiatów i zielenią liści. Jesień też miała swój urok. Szkoła, jak już wspomniałam, mieściła się na rogu ulic św. Anny i Królewskiej. Pamiętam pierwszy dzień, gdy przekroczyłam próg szkoły. Był to rok 1933. Rozpoczynałam naukę w drugiej klasie. Moje rodzeństwo siostra i bracia starsi ode mnie, rozpoczęli naukę w szkołach średnich, jeden brat w szkole handlowej Braci Jabłkowskich, drugi w szkole technicznej im. J. Piłsudskiego, zaś siostra w gimnazjum. Zasługą znajomych mojej mamy, p.p. Sipowiczów, było to, że umieszczono mnie w szkole nr 19. Oni to powiedzieli mojej mamie, że „19” - to najlepsza szkoła powszechna w Wilnie. Na rozpoczęcie roku szkolnego mama ubrała mnie w granatową sukieneczkę z aksamitu w białe groszki, z białym kołnierzykiem. Z miejsca dostałam upomnienie, że w szkole obowiązuje inny strój. Rozpacz była ogromna, gdy wróciłam do domu, płacz i lament. Nie było innej rady. Mama musiała kupić mi mundurek i do tego fartuszek z falbankami. Strój uzupełniały kolorowe kokardki, które każda klasa w „swoim” kolorze musiała nosić przy fartuszkach. We włosach nosiliśmy białe albo granatowe wstążki. Kolory kokardek odpowiadały poszczególnym klasom. I tak pierwsza nosiła czerwone, druga - zielone, klasa trzecia - niebieskie, czwarta - chabrowe, piąta - bordowe. Jakiego koloru kokardy nosiła klasa szósta nie pamiętam. Klasa siódma nie nosiła już żadnych kokardek. Lekcje rozpoczynały się modlitwą poranną i pieśnią religijną. Wszystkie klasy, które rozpoczynały naukę, gromadziły się wspólnie w dużej sali. Tam też spacerowaliśmy na przerwach, na dużej przerwie nie można było spacerować, należało zjeść śniadanie. Pamiętam dobrze woźną, panią Helenę. Była bardzo sroga i to jej baliśmy się więcej, aniżeli samej kierowniczki czy wychowawczyni. W szkole uczyły nas same nauczycielki, nie przypominam sobie żadnego nauczyciela. Religii nauczał nas ksiądz Zdanowicz, bardzo wymagający kapłan. Tu mała dygresja: niedługo później w latach tułaczki w dalekim Kazachstanie, wspominałam księdza. Dziękowałam Bogu za nauczyciela, który zaszczepił we mnie tyle wiary i miłości do Boga. Wiara ta pomogła mi przetrwać ciężkie lata na wygnaniu. Księdza spotkałam po wielu latach na ulicach Białegostoku. Zmarł w latach 70-tych i został pochowany w Sokółce.

Wróćmy jednak do Wilna. Niedziela. Przypominam sobie, że do kościoła chodziliśmy całą szkołą, czwórkami. Moim kościołem był kościół Bernardyński, pozostał mi w pamięci jako świątynia, ołtarze i ambona były wykonane z drewna z zachowaniem naturalnej barwy. Wydawał mi się największym kościołem świata. Obok ogromnego Bernardyna stał i stoi do dnia dzisiejszego kościół św. Anny. Świątynia swą wysmukłą strzelistą budową gotyku jakby przytrzymywana przez Bernardyna, wyrywa się do św. Michała stojącego naprzeciw. Kościół Bernardyński został bardzo zdewastowany, pamiętam, że już w czasach współczesnych (rok 1988) rosły na jego szczycie brzozy. Dziś, na szczęście, jest remontowany. Obok wymienionych kościołów stała kapliczka, gdzie znajdowały się tzw. Stópki Pana Jezusa (Scala Christi), tj. w marmurowych stopniach znajdowały się pod szkłem osadzone relikwie. Do góry po stopniach wchodziło się na kolanach. Dziś nie ma Scala Christi. Obok kościołów stanął pomnik Adama Mickiewicza.

I tak od wieków stoją trzy kościoły, które kiedyś dźwiękiem swych dzwonów głosiły chwałę Bożą.

I grały trzy kościoły w blask dnia

obleczone

Jak szczęśliwego Wilna trzy harfy

natchnione

Z. Z. Bohdanowiczowa

I tak można by było dalej błądzić wspomnieniami przez zaułki, uliczki, kościoły, ogrody - wspomnieniami lat dziecinnych, które były beztroskie, niepowtarzalne, lata, które odeszły w dal, jak odeszła młodość. Gdy jestem w Wilnie, a jestem dość często, pierwsze swoje kroki kieruję do Tej „co w Ostrej świeci Bramie”, do Matki Miłosierdzia. Ta jedyna brama spośród dziewięciu ocalała, a w niej Obraz słynący cudami. Matka Miłosierna spogląda na każdego łaskawym okiem, wsłuchuje się od wieków w nasze prośby, nasze podziękowania, zanosi je przed oblicze Swega Syna - Księżna Litwy i Korony. To tu przed Jej obliczem, matki, żony, siostry modliły się o powrót swych najbliższych z wypraw wojennych, bitew, powstań lat dawnych i walk o Wilno w ostatniej wojnie. Ci z Armii Krajowej złożyli swój los w Jej ręce. I dziś każdy pielgrzym kieruje swe kroki do Pani Ostrobramskiej, do Matki Miłosierdzia, aby powierzyć Pani Ostrobramskiej swe smutki i troski, lub podziękować za przetrwanie, a stary Wilniuk za to, że znów dane mu jest uklęknąć przed wizerunkiem Maryi w podwójnej koronie i wyszeptać słowa:

Czy przebaczysz mi Matko, że Cię opuściłam

samotną, uwięzioną w murach Ostrej Bramy?

Dziś proszę Cię o Cud, o Pani ma przemiła

O wielki Cud nad Wisłą, byś Go powtórzyła

H. Łukjawska

I my pod Ostrą Bramą zakończymy spacer po Wilnie, mając pod przymkniętymi powiekami urodę domków Zarzecza i piękno św. Anny.

Klara Rogalska

W tym okresie ulica Filarecka należała w całości do rodziny Sołtanowiczów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wilno




Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 0:08, 24 Lis 2012    Temat postu:

Shocked

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilno Strona Główna -> Historia Wilna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin